Nie do końca jestem pewna czy to stwierdzenie pasuje do mojej myśli ale ..... naszło mnie ...
Tak się ostatnio zastanawiałam ..... bardzo lubię robić te wszystkie różności: frywolitki, bombki, decu, biżuterię itd. bo podoba mi się że tworzę coś kolorowego, nowego....
A z drugiej strony we własnym mieszkaniu denerwują mnie różne ozdoby, bibeloty porozstawiane na półkach, które przy każdym wycieraniu kurzu trzeba przekładać, czyścic....., tworzą taki obraz zagracenia przestrzeni.
To samo z biżuterią - wiadomo, robię więcej niż sprzedaję więc naprawdę mam co włożyć w uszy i na szyję!
Ale nie - ja od kilku lat noszę ten sam srebrny łańcuszek który już przyrósł mi chyba do szyi i 2 pary kolczyków które mi najbardziej pasują.
Czasem przypomina mi się ze mam przecież kufer innych skarbów ale wtedy muszą sie nieźle skoncentrować żeby coś wybrać.
Wychodzi na to że owszem lubię robić kolorowe rzeczy ale już tak prywatnie wolę otaczać się prostymi formami, łagodnymi kolorami , bez zbędnych zmian.....
A może bardziej pasuje stwierdzenie ze kobieta jest pełna sprzeczności?
Jak Wy odczuwacie swoja twórczość w odniesieniu do rzeczywistosci i codziennego życia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz